KULTURA

Warszawo ty moja…

Dodano: 13.12.2013

Warszawo ty moja…

Z posłem na Sejm RP Ryszardem Kaliszem rozmawia Wiesława Kusztal

- Jest pan typowym warszawiakiem. Mieszka pan tu od urodzenia, przez czas nauki aż do dzisiaj. Przez większość Polaków Warszawa nie jest najbardziej lubianym miastem. A co pan myśli o naszej stolicy?

- Warszawa to moje miasto, czuję je w każdym przejawie jego istnienia. Nawet może za bardzo jest ono we mnie. Niektórzy puryści językowi zarzucają mi mówienie końcówek wyrazów zgodnie ze specyficzną, wymową warszawską. Tak to było. Wychowałem się na podwórku bielańskim. Miałem koleżanki i kolegów z wielu środowisk, również wtedy bardzo biednych lub społecznie wykluczonych. Szkoła średnia - to już jedno z najlepszych XLV Liceum Ogólnokształcące im. Romualda Traugutta, byłem w klasie o profilu matematyczno-fizycznym. Studia na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. Nasza stolica ma swój wyraz i ducha. Jest jasna, proszę spojrzeć na kolor tynków. Jest dynamiczna i staje się miastem kolorowych duchem ludzi. Dzisiejsza mentalność społeczności warszawskiej to wynik tradycji ale też wpływów nowych jej mieszkańców. To, że warszawiacy nie są lubiani przez ludzi z innych części Polski to powtarzany stereotyp, często nie mający potwierdzenia w rzeczywistości.



- Warszawa szybko rozwija się, rośnie z dnia na dzień biznes, mosty, osiedla. W tym samym czasie reszta w letargu, może to ze względu na kryzys. Może już dosyć? Teraz trzeba trochę sypnąć kasą w teren, do małych miast.

- Tak, trzeba wesprzeć rozwój mniejszych miast. Wiele tu zależy od władz samorządowych. Przez ostatnie lata mogły korzystać ze środków unijnych. Zaradność gospodarzy miast widać od razu. Wspomnę Sanok na Podkarpaciu – perełka, organizująca wiele imprez o zasięgu europejskim. Natomiast problemem są zadania zlecone przez władze centralne, na pokrycie których nie idą środki finansowe z budżetu państwa.



- Jest Pan znanym politykiem, kojarzonym z lewicą, centrolewicą i z Aleksandrem Kwaśniewskim. Co pan sądzi o tym, co dzieje się na lewicy? I o działaniach Aleksandra Kwaśniewskiego?



- Przede wszystkim rozwój lewicy w kategoriach politycznych blokuje kierownictwo SLD. Jakby Leszek Miller czy Grzegorz Napieralski zatrzymali się w roku 2005. Wtedy skończył się podział na ugrupowania postsolidarnościowe i postkomunistyczne. Oni jednak mentalnie w tym podziale tkwią. Trzeba zdefiniować pojęcie lewicy XXI wieku, która powinna chronić wszystko to co związane jest z człowiekiem. Człowiek w kategoriach państwa jest obywatelem. Państwo powinno być tylko i aż gwarantem ochrony praw i wolności obywatelskich, w tym prawa do godnego życia - każdego. To właśnie było podstawą założenia przeze mnie stowarzyszenia Dom Wszystkich Polska. W najbliższych wyborach do parlamentu europejskiego musimy stworzyć otwartą dla wszystkich listę lewicowo-centrową. Aleksander Kwaśniewski w tych działaniach wspiera mnie.

- Media spekulują na temat pańskiej przyszłości. Dokąd pan zmierza? Prezydent Warszawy, Polski czy wzięty adwokat?

- Nie dążę do żadnych funkcji. Celem mojej aktywności jest działanie na rzecz partycypacji obywateli w podejmowaniu decyzji politycznych i państwa tolerancyjnego.



- Często jest pan widywany w otoczeniu ładnych kobiet. To męskie zainteresowanie, czy zasłona dymna? Może kompleks?

- Tak już jest. Dla mnie w kobiecie najważniejsza jest kobiecość, na którą składa się mądrość i klasa. Rzeczywiście, mam w swoim otoczeniu eleganckie kobiety, również wspaniale współpracowniczki.



- Czym pan teraz jeździ? O drugiej pańskiej miłości także głośno. Ile samochodów dotychczas miał pan w życiu? Który był tym naj?

- Samochody nie są moją miłością. Bardziej traktuję je jako swoistą prowokację. Zaznaczam, że jeżdżę samochodem prywatnym, kupionym za zarobione przeze mnie pieniądze. Teraz jest to audi, wcześniej był jaguar. Jaguara kupiłem m.in. dlatego, że wcześniej jeździłem toyotą yaris, samochodem małym. Tabloidy naśmiewały się ze mnie, że ja, grubas, korzystam z takiego pojazdu. No to kupiłem duży. I znowu krytyka. Poszły jak za panią matką.



- Polacy lubią słuchać pańskich wypowiedzi. Jest pan jednym z najbardziej popularnych polityków. Czy nie myśli pan, żeby wykorzystać tej popularność do celów charytatywnych? Dookoła tyle biedy?



- Ja ciągle jestem aktywny w działalności charytatywnej. Biorę udział w wielu działaniach, wielu organizacji. Kiedyś pewna biedna rodzina, w której mężczyźni są podobnej, do mojej tuszy, poprosiła mnie o przekazanie im moich ubrań. Od tej pory jestem z nimi w kontakcie i przekazuję im swoje rzeczy. Ale uważam, że charytatywność nie może zastępować działań systemowych.



- Proszę powiedzieć co jest pańską największą zaletą i największą wadą.



- Jestem tak powszechnie oceniany, że zostawiam to innym. Powiem tylko nobody is perfect.



- Gdyby musiał pan zmienić Warszawę na któreś z małych miast, to co by to było i dlaczego?



- Nie zamierzam wyprowadzać się z Warszawy, ale kocham całą Polskę.





Rozmawiała: Wiesława Kusztal

Fot. Nadesłane