Odwiedziło nas:
Dodano: 28.01.15 13:27
Prof. Witold Modzelewski , współtwórca Instytutu Studiów Podatkowych w związku dotykającymi ponad 550 tysięcy polskich kredytobiorców dramatycznymi skutkami gwałtownego wzrostu kursu franka szwajcarskiego postawił pięć pytań polskim organom odpowiedzialnym za przestrzeganie prawa, nadzór finansowy oraz bankom, które w naszym kraju udzielały tzw. „kredytów frankowych.
Prof. Modzelewski pyta publicznie:
1. czy „kredytom frankowym” udzielanym przez banki w Polsce odpowiadały zaciągnięte
przez te banki kredyty w tej walucie, czy też nie było tu jakichkolwiek franków, albo były to
kwoty o niewspółmiernie niskim poziomie?
2. jakie zyski osiągnęły banki z tytułu udzielania tych kredytów, co było ich źródłem (bo
przecież nie odsetki) oraz czy podawana publicznie kwota 50 mld zł jest prawdziwa?
3. czy osoby przygotowujące ofertę tych kredytów, a zwłaszcza zarządy banków, podawały
rzetelne informacje klientom o wszystkich okolicznościach i ryzykach związanych z
zaciąganiem tych zobowiązań, a zwłaszcza czy poinformowały, że kurs franka może
przekroczyć 5 zł?
4. czy zarządy banków i inne osoby uzyskały premie lub nagrody za przeprowadzenie tych
operacji i ile wynosiły w poszczególnych bankach (idzie o kwoty, a nie o nazwiska)?
5. jaki był dalszy los zysków banków osiągniętych z tych operacji: czy były one wypłacane
w formie dywidend, a czy te były transferowane do innych państw?
Sądzę, że opinia publiczna – uzasadnił prof. Modzelewski – ma prawo wiedzieć to z rzetelnych sprawdzonych źródeł, bo wtedy również rządzący będą mogli podjąć tu racjonalne decyzje, a nie dać się zagadać lobbystom bankowym, którym jak zawsze znacznie łatwiej dotrzeć do ich ucha. Szkoda, że interesy banków zdominowały myślenie resortu finansów – już od dłuższego czasu nie mamy ministra finansów niepowiązanego z sektorem bankowym.
Tzw. „kredyty frankowe” nie były żadnym kredytami
– stwierdził prof. Modzelewski – lecz rodzajem zakładu bukmacherskiego albo – mówiąc obecną nowomową – „toksycznym instrumentem inwestycyjnym”, który – wprowadzając w błąd klientów – sprzedawano jako kredyt. Ten kolejny „wynalazek” rynków finansowych aby zarobić na klientach oferowano jako „najkorzystniejszą ofertę”, a o ryzyku załamania złotego w stosunku do franka nikt nic nie mówił: Są na to świadkowie – dodaje W. Modzelewski – mogą potwierdzić.
Od początku twierdzę – podkreślił profesor – że mamy do czynienia z jedną z większych mistyfikacji; można podejrzewać, że jej celem było wyłudzenie od kredytobiorców nienależnych świadczeń poprzez wprowadzenie ich w błąd, czy też wyzyskanie błędu, czyli są to podejrzenia dość poważne, a sprawę powinni obejrzeć także prokuratorzy
Od pięciu lat głoszę postulat – stwierdził profesor – przewalutowania tzw. „kredytów frankowych” na złote, czyli postawienie sprawy na nogach a nie na głowie: skoro pożyczamy złotówki, zwracamy tylko to, co pożyczyliśmy a nie dług, który wynikał z zakładu bukmacherskiego.
Teraz KNF, którą trudno uznać za organ nieprzyjazny bankom, sugeruje iż przewalutowanie jest lepsze dla banków niż trwanie w uporze, że wszystko było tu w porządku; jest to droga do ich katastrofy jeśli – podkreślił W. Modzelewski – ktoś sprawdzi czy były jakieś franki czy inne waluty obce.
Z tego co wiemy – kontynuował profesor – to ani banki nie pożyczały tych walut kredytobiorcy oraz same też ich nie pożyczały jako źródło finansowania udzielanych nam kredytów. Gdyby banki były kredytobiorcami w tych walutach, a następnie pożyczały dalej polskim naiwniakom te same pieniądze, to nikt, a zwłaszcza KNF, nie zasugerowałby owego „przewalutowania”.
Mam gorzką satysfakcję – podkreślił prof. Modzelewski – że dostrzeżono wreszcie wagę problemu, o którym mówię i piszę od ponad pięciu lat: dopiero głębokie załamanie (bo tak należy nazwać nasz styczniowy „czarny czwartek”) zwróciło uwagę Rządzących, Partie Władzy i powiązanych
z nimi mediów (czyli prawie wszystkich) na to, co u nas robią instytucje finansowe, a zwłaszcza banki..
Źródło: Instytut Studiów Podatkowych Modzelewski i Wspólnicy
Zobacz również: