Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

PODRÓŻE

Wycieczka do Kambodży

Dodano: 13.04.15 12:00


pod65091280

Był styczeń. W Polsce poświąteczny wiosenno-zimowy czas. Wietrznie, zimno, ponuro i byle jak, oczywiście w kontekście pogody. Tam słonecznie, cieplutko i na pierwszy rzut oka raj, bo jestem w Kambodży.

Niewielkie państwo i…


Przed przyjazdem do ojczyzny Khmerów moja wiedza o tym kraju była znikoma. Wiedziałam, że jest niewielkim państwem azjatyckim położonym w południowo-wschodniej części Płw. Indochińskiego. Wiedziałam też, że należy do najuboższych krajów świata, utrzymującym się głównie z rolnictwa. Ale myślę, że jak większość osób z mojego pokolenia na Kambodżę patrzyłam głównie przez pryzmat jej trudnej wojennej przeszłości. Przez krwawe komunistyczne rządy Czerwonych Khmerów, pod wodzą Pol Pota. Człowieka, który na kartach współczesnej historii zapisał się niechlubnymi zgłoskami, jako jeden z najbardziej okrutnych dyktatorów i ociekającej krwią władzy.


Angkor Wat


Tuż po przyjeździe do Kambodży zdałam sobie sprawę także z tego jak niewiele wiedziałam o kulturze, religii, sztuce i o zabytkach tego kraju. Co prawda, co nieco wiedziałam na temat archeologiczno-architektonicznego cudu świata, jakim jest – kompleks świątynny Angkor Wat, ale była to bardzo powierzchowna wiedza. I właściwie Angkor Wat przywiódł nas do Kambodży. Przed planowaną podróżą, w magazynach podróżniczych i w internecie, trochę czytałam na temat tego kompleksu. W większości opisów dominował zachwyt nad historycznym centrum dawnej stolicy państwa Khmerów. Dlatego będąc w Azji nie sposób było pominąć to miejsce.


iem Reap


Pobyt w wówczas tajemniczym dla mnie kraju rozpoczęliśmy od Siem Reap, głównego ośrodka prowincji noszącej tę samą nazwę. Przylecieliśmy do portu lotniczego Angkor, który stanowi bramę wjazdową dla wszystkich lotów do Siem Reap w Kambodży. To lotnisko ma dobrze rozwiniętą bazę usług, przydatnych podczas lotniczych podróży. Można tu wymienić walutę, wybrać kasę z bankomatu, odpocząć, a także skorzystać z licznych sklepów i restauracji.


Miasto, o którym jeszcze nie dawno świat nie wiele słyszał, dziś rozwija się w szybkim tempie. To właśnie w jego pobliżu znajdują się ruiny historycznej stolicy Kambodży – Angkoru. Popularyzacja i promocja kompleksu świątynnego sprawia, że sąsiadująca z nim stolica prowincji w ostatniej dekadzie, będąc bazą wypadową na Angkor, przechodzi olbrzymią transformację. Nas, tak jak wielu innych podróżnych, cud kamiennej architektury, wpisanej na listę światowego dziedzictwa przywiódł w te strony.


Niedaleko hotelu, w którym zamieszkaliśmy, rozciągał się widok z jednej strony na bogatą, pełną ładnych domów i zieleni dzielnicę, a z drugiej na biedniejszą, trochę zaśmieconą ulicę. Sam hotel na dobrym poziomie. Przestronne dobrze wyposażone pokoje, tajemniczy i zadbany ogród, basen itp. I na tym póki co, koniec zachwytów nad tym fragmentem miasta. Na trasie do centrum codziennie w tym samym miejscu spotykaliśmy zamaskowane, (przed pyłem) drobnej postury kobiety, dzielnie walczące z pulpą wyrabianą w betoniarce postawionej na chodniku. Obok kupa cementu i piachu, wielkie konwie z wodą i breja po której nie sposób przejść suchą nogą.



wdk2



Tuk-tuk


Podczas popołudniowego spaceru od samego wyjścia z hotelu zatrzymywały się przy nas dziesiątki kierowców tuk-tuków, którzy koniecznie chcieli nas gdzieś zawieźć. Nie rozumieli dlaczego jesteśmy uparci i chcemy chodzić. Też nie wiem dlaczego jesteśmy uparci, ale wiem dlaczego chcemy chodzić. Bo lubimy. I tak spacerując całkiem przypadkiem trafiliśmy do ukrytej w gęstej zieleni restauracyjki. Z ulicy prawie niewidoczna, otoczona pięknym ogrodem. Sielanka. Jadąc taksówką na pewno nie zauważylibyśmy tego uroczego miejsca.


Małe stoliki pochowane w zielonych niszach. Dookoła, wąski strumyczek łagodnie meandrujący, między kępami traw, krzewów, ławek i stolików. Na wydzielających słodki zapach kwiatach siadały ogromne, kolorowe motyle, które jeszcze przed zmrokiem chciały zebrać trochę nektaru. Znaleźliśmy się w mini ogrodzie motyli, założonym przez właścicieli restauracji na wzór tropikalnego Ogrodu Motyli Banteay Srei, wchodzącego w skład Kambodżańskiej Wioski Kulturalnej Polecano nam tę wioskę, jako rzecz wartą odwiedzenia, ale zwyczajnie zabrakło czasu.


Wycieczka do Kambodży


Przechodząc obok stolika schowanego w krzakach, spotkałam się z mętnym wzrokiem białego, w rozchełstanej koszuli mężczyzny, który najwyraźniej był już „wczorajszy”, w przeciwieństwie do wiszącej na jego szyi młodziutkiej dziewczyny. Ona także spojrzała na nas porozumiewawczo. Wiadomo o co chodzi, a jak nie wiadomo, to chodzi o pieniądze. Klient nie trzymający pionu, to klient mniej uciążliwy. Poza tym taki gość to skarb. Wyżywi się przy nim niejedna rodzina. Panienka i wszyscy, którzy razem z nią stanowią kompleksową obsługę „ białasa”, który przyjechał tu zaszaleć. Tu za dolara można sprzedać i kupić wszystko. A to wszystko jest tylko i wyłącznie kwestią dogadania ceny. Najgorsze w tym całym procederze jest to, że często małe dzieci stają się łupem białych, wypasionych zboczeńców. Mimo wszystko spędziliśmy tu sympatyczny wieczór.


Na drugi dzień kierowca wynajętego przez nas tuk-tuka opowiadał, że wciąż wielkim problemem jest przymykanie oczu przez ludzi, żyjących w tym biednym kraju na ogromne zjawisko pedofilii. To uboga kambodżańska ulica, a głównie tysiące snujących się bez opieki dzieci stają się łatwym łupem dla wszystkich tych, którzy uważają, że nawet godność można kupić, a raczej odebrać za pieniądze. Ohyda.


Khmerskie dziecko


w towarzystwie białego mężczyzny, to wcale nierzadki widok. Takie pary spotyka się w bardzo wielu publicznych miejscach. Co prawda, na ogłoszeniowych słupach, murach i płotach wiszą wypłowiałe plakaty z numerami infolinii, pod które można zgłosić, że widzimy podejrzaną sytuację, ale czy po drugiej stronie słuchawki ktoś zrozumie co do niego mówimy, to już całkiem inna sprawa. Można jeszcze odszukać policjanta i jemu opowiedzieć o naszych podejrzeniach. Można, ale co z tego. Mam przekonanie, że wszyscy dorośli, łącznie z mundurowymi dobrze wiedzą co może szokować normalnego turystę. Niestety, wiedzą też, że pedofilska turystyka dostarcza środków do życia całym rodzinom tych biednych, okradzionych z dzieciństwa istot. Dlatego dla świętego spokoju, a może z braku innych możliwości udają, że nie widzą okropności, które dzieją się właściwie na ich oczach.



wdk3



Jechać?


Po przyjeździe do Kambodży pierwotnie mieliśmy ochotę wynająć samochód, ale już na lotnisku ostrzegano nas że trochę ryzykowny to pomysł. Faktycznie okazało się, że tutejsi kierowcy niezbyt przejmują się przepisami o ruchu drogowym. Przyglądaliśmy się trochę tym ulicom i stwierdziliśmy, że nie obowiązują tu jakiekolwiek czytelne dla nas reguły. Nie istnieje pierwszeństwo przejazdu, często nieistotne są pasy ruchu i ich kierunek. Patrząc na ulice i jeżdżące przez skrzyżowania pojazdy, które z dość dużą prędkością nadjeżdżały z kilku stron jednocześnie cieszyliśmy się, że jednak wynajęliśmy tuk-tuka z szoferem. Myślę, że w tym kipiszu nie dalibyśmy rady. Tłok, klaksony, pojazdy mijające się w odległości na grubość lakieru, przyprawiały o zawrót głowy. A gdyby jeszcze trzeba było prowadzić auto, to byłoby to już zbyt karkołomne zadanie.


Tekst i fot. Wiesława Kusztal


„Extra Brodnica”


Zobacz również: