Media Rzeszów

Odwiedziło nas:

praca forum fejs program

GWIAZDY MÓWIĄ

Wychowałem się na posterunku

Dodano: 17.08.17 12:44


gwi27637755

Trudno w to uwierzyć, ale w tym roku mija 32 lata od Twojego debiutu filmowego w etiudzie "Lombard złudzeń", w którym zagrałeś u boku Bogusława Lindy. Nie byłoby może w tym nic dziwnego, gdyby nie to że masz zaledwie o dziesięć lat więcej.

- To było w 1985 roku? Myślałem, że wcześniej... Tak naprawdę swoje pierwsze kroki stawiałem jeszcze wcześniej. Mając 6 lat zaczynałem w Teatrze Polskiego Radia w audycjach "Radio dzieciom". Tam, nie umiejąc jeszcze dobrze czytać, już uczyłem się pierwszych tekstów na pamięć. To były moje pierwsze przygody przed mikrofonem. Stawałem na krzesełku, bo byłem wówczas jeszcze niższy niż teraz (śmiech).


Uwielbiam ludzi, którzy mają poczucie humoru nawet na własny temat.


- To podstawa. I nie wynika to z samoobrony. Tym bardziej w moim przypadku. Mały, rudy, piegowaty i w dodatku leworęczny. Mama czasem do mnie mówiła "Ty to masz dwie lewe ręce". Odpowiadałem, że w moim przypadku mogę to uznać jedynie za komplement (uśmiech).


Ale wróćmy do początków Twojej.. kariery.


- Wspominam ten czas radiowy z ogromnym sentymentem. Miałem wielkie szczęście współpracować wtedy z Ireną Kwiatkowską. Cezarym Julskim, Henrykiem Talarem i innymi wieloma wspaniałościami teatru i telewizji.


Właściwie skąd Ty się wziąłeś w tym środowisku? Przecież nie wywodzisz się z jakiegoś klanu aktorskiego...


- To prawda. Nie miałem, a raczej moi rodzice nie mieli też żadnych kontaktów czy znajomości. W mojej kamienicy mieszkał Jan Warenycia, reżyser radiowy. To on mnie wypatrzył, a właściwie zasłyszał (uśmiech). I o ile dobrze pamiętam, to właśnie z radia trafiłem do pierwszego, wspomnianego przez ciebie filmu. Już wtedy tak rozkochałem się w zabawie w aktorstwo, że kiedy usłyszałem od babci o Ognisku Teatralnym państwa Machulskich, postawiłem sobie za cel, że się do niego dostanę. Udało się i w niedługim czasie otrzymałem trzy propozycje występów w profesjonalnym teatrze. Wtedy zakochałem się również w grze na scenie i tak mi zostało do dzisiejszego dnia.


Teatr teatrem, ale rozpoznawalność dał Ci tak naprawdę film. Właściwie nie było roku, żebyś nie wziął udziału w jakieś produkcji jako aktor dziecięcy. Wymieńmy choćby te najbardziej znane tytuły: "Mów mi Rockefeller", "Pan Kleks w kosmosie", "Rififi po sześćdziesiątce", "Misja specjalna" czy "Banda Rudego Pająka". Pamiętasz ten moment, kiedy poczułeś, że jesteś już dojrzałym aktorem profesjonalnym? W końcu szkoły teatralnej nie skończyłeś.


- Rzeczywiście, bo mnie do niej nie przyjęto. Zresztą znam aktorów po szkole, niekoniecznie cenionych w zawodzie i wybitnych artystów, którzy też nigdy jej nie ukończyli. Postanowiłem więc iść dalej tą drogą, którą sam sobie wcześniej wytyczyłem. I chyba był to chyba jedyny słuszny kierunek (uśmiech). W 2000 roku zdałem zawodowy egzamin eksternistyczny. A co do częstotliwości pracy, nie zawsze było jej tak dużo. Myślałem wtedy czasem, że może poszukać sobie jakiegoś innego, alternatywnego zawodu. Ostatecznie zawsze dochodziłem do wniosku, że w zasadzie nic innego nie umiem robić (uśmiech). Więc kiedy tych propozycji było mniej, wpadłem na pomysł. Skoro nie mam w czym grać, to sobie sam coś wymyśl. I tak zająłem się produkcją spektakli teatralnych, z którymi jeździmy po całej Polsce. To też fajne, kolejne doświadczenie.


Pozwolisz, że wrócę jeszcze do filmu. Wymienię kilka tytułów, także tych przez Ciebie tylko dubbingowanych. Ciekawy jestem czy zgadniesz co je łączy?


- Postaram się.


"Banda Rudego Pająka", "Uprowadzenie Agaty", "Dotknięcia", "Szpital na perypetiach", "Ławeczka", "At The ZOo", "Lękosław Wiewióra", "Alvin i wiewiórki"...


- Rudy?


Brawo! Dziś ten kolor włosów to Twój prawdziwy atut. Miałeś z nim kiedyś problem?


- Nie przywiązuję większej wagi czy ktoś jest rudy, łysy, chudy czy gruby. Ale uważam, że angażując kogoś ze względu na jego warunki zewnętrzne, jest pójściem na łatwiznę. Fajnie byłoby mając długie i kręcone włosy, zagrać przykładowo łysego. Lubię tego typu przekorę. I zdarzyło mi się to kiedyś w pewnej reklamie. Miałem zagrać właśnie łysola, więc się ogoliłem. Początkowo zdziwiło mnie, dlaczego ja, bo przecież każdy może być łysy, ale z drugiej strony doceniłem, że chodziło o mnie, a nie mój kolor włosów. A w dzieciństwie pewnie, zdarzało się, że ktoś chciał mi sprawić przykrość, ale nigdy nie przeżyłem jakieś specjalnej traumy z tego powodu. Do dziś mam poczucie humoru na własny temat, ale nie znaczy to wcale, że nic nie jest w stanie mnie dotknąć. Zdarzają się i przykre momenty, ale nie na tyle istotne, żebym się musiał podłamać. Myślę, że właśnie ten niski wzrost, rude włosy i inność od moich rówieśników, polegająca na tym, że kiedy oni szli grać w piłkę, ja jechałem na plan czy nagranie do telewizji, wykształciły we mnie naturalną odporność.


Taką chyba też muszą posiadać stróże prawa. Od ośmiu już lat stacjonujesz w Sandomierzu jako lubiany policjant Marczak w "Ojcu Mateuszu". Ale nie był to Twój pierwszy filmowy posterunek.


- Zgadza się. Wcześniej w kilku odcinkach "Kryminalnych" grałem policyjnego rysownika. Bardzo fajna przygoda. Wpadałem na plan serialu, pracując jeszcze w kieleckim teatrze.


O proszę, a wtedy bywałeś już w Sandomierzu? Choćby prywatnie.


- O ironio, właśnie nie. Teraz, kiedy znów wróciłem do Warszawy, bywam w nim znacznie częściej. Bardzo lubię to miejsce, a i chyba Sandomierz lubi nas, czyli serialową ekipę.


Myślę, że zyskał na tym jako atrakcja turystyczna, choć trzeba przyznać, że sam w sobie jest również niezwykle urokliwy. Jesteśmy posterunkiem dość specyficznym. Taką zbieraniną indywidualności. Jest rudy, gruby, chudy, łysy, a do tego wszyscy mało rozgarnięci. I chyba dlatego widzowie nas tak lubią (śmiech).


A jak traktują Cię prawdziwe patrole policyjne?


- Jeśli popełniam błędy, to się do nich przyznaję. Jeśli mam być pouczony, to jestem. Nie wykłócam się i nie udaję, że jestem mądrzejszy. Poza tym mam posterunek policji po sąsiedzku, na podwórku, więc można powiedzieć, że wychowałem się na policji (śmiech). I bardzo się lubimy z panami policjantami.


Twoje dzieci już idą w ślady znanego taty.


- Rzeczywiście, Leon zagrał kilka epizodów w serialach, także w "Ojcu Mateuszu". Ma też za sobą pierwsze próby dubbingowe. Z kolei Zoja, już jako noworodek pojawiła się na planie "Barw szczęścia". Jest serialową córeczką Oli Szwed.


Zwarzywszy na to, że ich mama Beata Sadkowska też jest aktorką, może kiedyś przygotujecie coś w czwórkę?


- Kto wie? Na pewno byłoby ciekawie.


Rozmawiał MARCIN KALITA


Fot. Marcin Kalita, archiwum



gwi_gwi276377552

Zobacz również: